Zanikanie zdziwienia wobec darowanego zbawienia: Franciszek ma dar ubierania w proste słowa i obrazy rzeczy trudnych. Na przykład tego, co dzieje się w polskim Kościele, w którym jest nieczytany, nierozumiany i niepoważany. Mówi to w kontekście fragmentu Ewangelii o pobielanych grobach, tego samego, który nasuwa się wielu katolikom, o poglądach innych niż portal na F i radio na M, gdy przypatrują się działaniom biskupów, księży lub osób publicznie ogłaszających swoje przywiązanie do Kościoła. Niektórym bardzo surowym osobom – mówi troszeczkę złośliwie papież – dobrze zrobiłoby poślizgnięcie się, ponieważ w ten sposób, uznawszy siebie za grzeszników, spotkaliby Jezusa.
A jeśli zanika w Kościele zdziwienie, dużo trudniej podejmuje się ryzyko, które niesie pomaganie bliźniemu. Pisał o tym autor bloga w kontekście uchodźców: stanowczo bardziej opłaca się nie ratować niż ratować. Mówi o tym Franciszek: trzeba skoczyć w ciemność, w noc, którą przemierza tak wielu naszych braci. Żeby dokonać tego skoku, trzeba zaufać, żeby zaufać – trzeba uwierzyć, że darmo dostaliśmy. Zadziwić się darem. Łatwo się sprawdza, właśnie w takiej sytuacji, poziom naszej wiary. Papież nie jest słuchany w Polsce, bo przypomina, że chrześcijaństwo nie jest religią wygodną, taką jaką znamy. Chrześcijaństwo jest skokiem w ciemność.
(A. skończyła czytać właśnie „1945” Grzebałkowskiej. Znowu to samo zdziwienie, jak niewiele dzieli nas od uciekających łódkami przez Morze. Przypadek, a może opatrzność, że tym razem nie jesteśmy na ich miejscu).
Franciszek ma rację: chrześcijaństwo bez uczynków miłosierdzia nie ma nic wspólnego z Jezusem z Nazaretu. Od przedwczoraj pytam wciąż samego siebie o moje prawo do krytyki Kościoła. Skoro widzę tyle nieszczęścia wokół mnie, dlaczego nie skaczę? Czym się w swojej obojętności, usprawiedliwianej czasem wpłatą na konto, różnię od Polaków-katolików, tańczących plemienny taniec wokół krzyża-totemu?
Wstyd mi.