Dziennik. Ogrody

Jeździli z mamą rowerem do Starego Lasu
Ludzie szli na mszę i pokazywali ich sobie palcami

(Jan Kłoczowski, *** [Mgłą już zachodzi świat mojego ojca], „GW” z 23 stycznia br., s. 35;
zastanawiam się, czy to etyczne publikować tak intymny wiersz o starości własnego, żyjącego, i to w dodatku nieanonimowego, ojca. Ale jest ów wierszy piękny i pasuje mi tutaj dzisiaj, bo mówi o Lublinie utraconym).

Obmyślam ogrody w porę najzupełniej nieogrodową. Ogrodowa jest niebiesko mroźna i światło ma w sobie komórkowe.

Chodziliśmy nad rzeką z czarnym psem, po ogrodach działkowych, gdzie kwitły aksamitki. Rzeka była martwa. Alei nie było. Schodziło się od Puławskiej, w jedną i drugą stronę. Dalej stawy i naprzeciw komin cegielni.

Chodziliśmy po wielkim poligonie, zachodziło się w końcu między lessy, rosły tam krzaki dzikich róż, lecz to było już bardzo daleko od domu. Prawie na horyzoncie balkonu albo jeszcze dalej, w głąb. Pora wracać.

Pochylam się nad nieistniejącymi szczęśliwymi ogrodami. Ciepło od nich nawet zimą.

(23.01.2016, mróz, śnieg leży)

1 Comment

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s