Dziennik. Lee albo o zrównoważeniu

(Man Ray, Portret Lee Miller, 1929, źródło: tumblr.com)

A. powtarza, że powinienem do życia podchodzić w bardziej wyważony sposób. A jeśli nie w sposób bardziej wyważony, to przynajmniej nosić czapkę i szalik, i nie przeziębiać się w środku zimy, jak mi się właśnie zdarzyło, gdzieś między bliską Wolą a dalekim Bródnem. Nie, nie będzie na tym blogu osobistego biadolenia. Zamiast niego, popraktykuję ucieczkę.

Podobnie jak z literaturą i malarstwem, sposoby fotografowania, które podziwiam zmieniają się z upływem czasu. Może nie jest tak, że przestaję doceniać naturalizm Nan Goldin lub Sally Mann czy różne uliczne ujęcia, choćby Brassaïa w nocnym Paryżu (cóż za cudowny „Le flâneur nocturne”!), ale odkrywam piękno w zdjęciach, w których piękna dotychczas zupełnie nie dostrzegałem: w harmonii i prostocie, fotografiach podobnych do klasycznej rzeźby, w których liczy się każde załamanie światła, każda smużka cienia – w równowadze. Bo jeśli w świecie nie ma równowagi, to może niech chociaż będzie tam.

Tak trafiłem na Lee Miller na zdjęciach Mana Raya (1, 2, 3), Arnolda Genthe (4), jej ojca (5) i jej własnych (6). A potem na Lee Miller – wspaniałą reportażystkę, i jeszcze na korespondentkę wojenną, wreszcie portrecistkę artystów. Lee z Olimpu, z piany, z góry Eryks.

A wieczorem zaczął padać pierwszy tej zimy, prawdziwy śnieg. A kiedy pada taki śnieg to już nie musisz korzystać ze sztucznego wspomagania, aby odzyskać równowagę, bo już nie chcesz uciekać. Zachwycasz się po prostu chwilą i cieszysz się jak dziecko (dziecko akurat jeszcze się nie cieszy).

(15.01.2016, wieczorem śnieżyca)

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s