
O 20.15 szukając biletów do kina na jutro, z pewnym przerażeniem, odkryłem, że za godzinę mamy seans.
Kino bułgarskie pozostaje dla mnie nieznane w przeciwieństwie do wafelków „Hyper” produkowanych przez firmę Prestige96 w Wielkim Tyrnowie.
Historia w „Avé” była prosta, oszczędna w słowa, trochę w lubianym przeze mnie stylu braci Dardenne. Była miłosna, ale ta miłość, właściwie różne miłości, jakby w tle, chociaż scena miłosna przebija w moim rankingu tę z „Wszystko, co kocham” swoją subtelnością i nastrojem.
Tak naprawdę ważne były twarze głównych bohaterów, świetnie fotografowane, mówiące wszystko i to napięcie, iskry między Kamenem a tytułową bohaterką (rola Anjeli Nedjalkovej).
Kolejny wieczór oczarowany kinem.
(4,0/4,5)