Wczoraj byłem na Syberii. Syberia była w okolicach Łodzi. Buty przemokły, a potem jeszcze wracałem kibitką przewozów regionalnych naprzeciw kobiety o nerwowym uśmieszku.
Znów Łódź, znów zimno i znów bez aparatu, a grudzień taki piękny tego roku. Łódź wybitnie fotogeniczna (może przez to, że, podobnie jak Wenecja, w agonii).
(Dzisiaj ja też jak Wenecja.)