W głębi, za drzewami, coś lekko
szumiało. Muminek przeszedł jeszcze kilka kroków i stanął, węsząc z
podniesionym pyszczkiem. Wiatr był wilgotny i pachniał przyjemnie. –
Morze! – zawołał (…)
(Okna naszego hotelu o pretensjonalnej nazwie i takimże wyglądzie wychodziły na zatokę.
Taki zachwyt, że można by liryk lub chociażby harlekina.)