Okno wychodziło na Planty. Za górą zieleni majaczyła bryła dominikanów. Odkąd bateria w nokii odmówiła posłuszeństwa, był zdany wyłącznie na rzeczywistość niewirtualną.
Na dole siedzieli urzędnicy rządowi i samorządowi. Cała sala urzędników używających trudnych słów i niezrozumiałych skrótowców. Jedna z pań dyrektor wyraziła wczoraj przy obiedzie pragnienie naładowania się energią przy wawelskim czakramie – wtedy zrozumiał, że nie znajdą wspólnego języka.
Rano ominął Wawel z rzekomym czakramem, tudzież kilka ulic, cukierni oraz rzekę. Stał na kopcu Kraka i patrzył na miasto: gdzieś tam daleko urzędnicy rządowi i samorządowi schodzili się na śniadanie. Teraz, z góry, śmiał się z nich. Całkiem zapomniał, że on też.