
Carson McCullers, Komu ukazał się wiatr?, tłum. Michał Kłobukowski, Czarne 2023:
„Komu ukazał się wiatr?” otwiera nową serię amerykańską: po odrdzewionych tłumaczeniach Hemingwaya, tym razem „Czarne” zaczęło wydawać opowiadania.
Te pierwsze, autorstwa Carson McCullers, mają określoną tonację – molową – i wcale nie chodzi o jakąś przenośnię. Kolejne czytane fragmenty prozy dają się słyszeć zupełnie jakby były nie tekstem, lecz partyturą. Nie mam pojęcia jak osiąga się taką doskonałość w synestezji, ale tego właśnie dokonuje McCullers.
Zresztą wcale nie chodzi tylko o muzykę. Odczuwasz upalny wieczór w Nowym Jorku albo gęste powietrze Głębokiego Południa, takie jak na zachwycających zdjęciach Sally Mann lub dokumentalnych fotografiach Dorothei Lange, całkiem cieleśnie. Wielkość prozy McCullers (i tłumaczenia Kłobukowskiego) leży – tak mi się wydaje – w tej wszechodczuwalności, oddziaływaniu na każdy zmysł, pozwalającym znaleźć się w jej wnętrzu.
Od końca:
„W weselnym gronie” jest jedną z najpiękniejszych, o ile nie najpiękniejszą, rzeczą, jaka w tym roku spotkała mnie w czytelniczym życiu.
Oto siedzą we trójkę w kuchni: dwunastoletnia dziewczynka, która tego lata stanie się kimś innym, przemieniając się z małej w Frankie w nastoletnią F. Jasmine; jej sześcioletni kuzyn; służąca, co miała czterech mężów, ale opłakuje wciąż tego pierwszego. Każde z nich ma przez chwilę prawo stać się Bogiem i stworzyć świat na swoją modłę. Moment jest intensywny. Powietrze, jak zostało powiedziane, gęste. Czas zostaje zatrzymany.
Masz wrażenie, że podglądasz ich z okna. Może nawet siedzisz w kuchni i jesz ulubiony ryż z grochem. Kiedy skończysz czytać będziesz znał Frankie tak dobrze, jakbyś ją spotkał wcześniej. Być może nawet bez lektury spotkałeś kiedyś Frankie w swoim życiu?
Wcześniej zapisałeś przecież, że najpiękniejsza jest historia o szybowcu w opowiadaniu „Bez tytułu”, genialnie skondensowana, podobnie rozgrywająca się pomiędzy trojgiem bohaterów.
I jeszcze opowiadania nowojorskie, które są przesycone tym miastem. Bohaterka „Podwórka za Osiemdziesiątą Zachodnią” zagląda w okna mieszkańców kamienicznej studni. Czujemy drgające powietrze roznoszące głosy, napięcie pomiędzy oknami, w których każdy pojawiający się jest zarazem widzem i obserwatorem. (Piszę o tym do M., bo głos narratorki kojarzy mi się z jej głosem).