
Jednym z popularnych toposów literatury podróżniczej i historycznej (tudzież literatury młodzieżowej, a nawet dziecięcej, patrz: przygoda Paszczaka na Wyspie Hatifnatów) jest motyw ścinania totemu, posągu pogańskiego bóstwa czy świętego drzewa. Misjonarz, dzielny kapitan albo młody książę uderza toporem w drewnianą kolumnę ku przerażeniu i oniemieniu oświetlonych światłem pochodni dzikich (albo pogan, zresztą na jedno wychodzi). Trwożne uderzenia tam-tamów.
To właśnie dzieje się w Polsce. Nie chodzi o żadnego papieża, ale o wielki narodowy totem, bałwana, którego zbudowaliśmy na pogańskim, megalomańskim gruncie. Użyteczny w narodowo-katolickim państwie do tłumienia jakichkolwiek głosów sprzeciwu. O to teraz idzie batalia.
Nie ma więc wiele wspólnego z Karolem Wojtyłą – Janem Pawłem II, postacią historyczną, która jak każda powinna podlegać analizie i chłodnemu historycznemu osądowi.