
Jean Ray, Malpertuis, tłum. Jakub Polaszczyk, Korporacja Ha!art 2021:
Pewnej jesieni szliśmy wzdłuż torów tramwajowych od stacji Święty Piotr. Zmierzchało. Zasuwano witryny sklepów. Gasły wokół gwiazdy Artois. Gdzieś w dali majaczyły wieże i czekał na nas mistyczny Baranek. Ulice nas myliły, nigdy nie dotarliśmy. Pod powrotny pociąg wpadł jeleń i czekaliśmy aż zapadła noc. Po tym wszystkim jestem skłonny uwierzyć w opowieść Jeana Raya umiejscowioną w labiryncie gandawskich ulic Kuźniczej, Utraconej Głowy oraz Na Warsztat.
Licząca osiemdziesiąt lat surrealistyczna powieść grozy zaskakuje fabularnie i uwodzi językowo. Ma w sobie coś ze starożytnego traktatu, bogato zdobionego wykwintnymi słowami. Wyobrażam sobie ją jako zemstę byłego ucznia gimnazjum klasycznego. Kiedy wreszcie ów absolwent przestał zakuwać „Odyseję” i „Metamorfozy” i martwić się iloczasem u Hezjoda, pomścił wszystkie zmarnowane lata nauki, upokarzając greckich bogów. Opowieść ta jest fantastycznie filmowa.
Odeszły stąd boginie – zapisuje Jarosław w Syrakuzach, lecz dokąd sobie poszły – tego nie wie. Tymczasem „Malpertuis” przynosi mitologii zakończenie: w domu przy ulicy Na Warsztat dokonuje się zmierzch bogów.
Wszystko brzmi tajemniczo, dlatego tak trudno odnaleźć drogę do Gandawy.