
Judith Schalansky, Spis paru strat, tłum. Kamil Idzikowski, Ha!art 2022:
1.
Płyta nagrobna. Musiałbym zapytać J. jaki to kamień, na którym wyryto SPIS PARU STRAT. Oto współczesna literatura wanitatywna, której zarys autorka przedstawia w przedmowie:
Trudno pogodzić się z własną śmiertelnością, toteż nie ma nic dziwnego w pełnym próżności pragnieniu, aby ją przezwyciężyć i przekazać coś anonimowym potomnym, pozostać „na zawsze w pamięci”, jak śmiało głoszą deklaracje w y r y t e na granitowych nagrobkach (s. 24; rozstrzelenie – Dz.Urz.)
Jej styl przywołuje we mnie słowniki Władysława Kopalińskiego. Wcale zresztą nie chodzi tylko o najważniejszą książkę mojego dorastania, „Słownik mitów i tradycji kultury”, ale o dość dziwne dzieło: „Słownik przypomnień”, w którym autor wynotowywał stan świata pod koniec swojego długiego życia i dwudziestego wieku. Przekazać coś potomnym, zanim ulegnie degradacji i zamazaniu.
2.
„Spis paru strat” jest osobliwym słownikiem czy też leksykonem. Jeśli, jak chce autorka, muzea i archiwa są odgórnie zarządzanymi cmentarzami, niczym innym nie jest ów zbiór opowiadań. Okładka pasuje więc doskonale.
Gra. Każde oddzielne opowiadanie (pisane w różnym stylu, z różnym narratorem, ba, nawet jako różny gatunek – mamy tu i reportaż przyrodniczy, i opowiadanie science-fiction) jest rozbudowanym definiensem. Czytelnik musi odkryć definiendum, przy czym są to wyrazy stanowiące kolejne synonimy oznaczające przemijanie. Zapewne w języku oryginału, lubującym się w długich rzeczownikach, brzmią one jeszcze lepiej:
starość, zamulenie [rzeki], dorastanie (czy wyrastanie)… – jeśli się dobrze zastanowić, naprowadza nas autorka swoją grą w definicje, synonimem przemijania okazuje się życie.