
Rzeczy naprawdę ważne
Kiedy tylko R. usiłuje mnie naprowadzić na grząską polską ścieżkę, staję się marynarzem Odysa pośród ryku syren. Nic, odrobina wosku. Nie słyszę więc o państwie zamienionym w folwark małych, sprytnych drani; uniwersytetach zwalczających opozycyjne warcholstwo; bossach policji, która się stała zmechanizowanym ramieniem partii; księdzu, któremu objawił się Duce w Oleśnicy (tak blisko Oławy); nic nie słyszę.
Mówię za to R. o rzeczach naprawdę ważnych. Słyszałeś, że książę Harry odmroził sobie penisa?
Jasność
Barani skok nastąpił nagle w poniedziałkowe popołudnie. Słońce zamiast zapaść się jak zawsze, zawisło nad horyzontem odrobinę dłużej. Sto trzy się spóźniło.
Literatura
Siedemnaście lat to piszę. Powinienem już wydać powieść. Życie w odcinkach znaków ma już pewno więcej niż „Lalka”, choć nie wiem czy aż tyle, co przyszła tetralogia Harolda Sussexa. Żywot prowincjusza z wielkimi oczekiwaniami, co do życia i takimż rozczarowaniem. Było już. Młody Rastignac przyjeżdża do Paryża.
Basen
O szóstej zjawiają się oni: kobiety i mężczyźni o rzeźbionych rękach. Jednym ramieniem podnoszą kulę ziemską z piłki lekarskiej. Skaczą. Ze świstem przecinają powietrze i wodę. Tną jak ostrza fale. Aż te chude drobinki, dzieci z okolicznych szkół w czepkach, chwytają się brzegów, żeby nie porwało.
Nostradamus ze sto szesnaście
Widziałem w życiu już jaśniejsze barwy.
Nic się nie zmieni jesienią, choć ufałem. Zbyt się udomowiliśmy w odwróconym świecie, za szybko opanowaliśmy język na opak.
Na miejsce każdego szaleńca, który przegrał wybory, wyrasta kilku nowych powtarzających monologi o wielkiej ojczyźnie i czuwającym nad nią oku opatrzności.
Całe lata wojny jeszcze: ofensywa, okopy, zdobycie przyczółka, defensywa i od początku. Nieświeża, niemogąca się skończyć, cały czas w tle jak muzyka w hotelowej windzie.
Chwila
W sobotni ranek daję się porwać. Śnieg za oknem kawiarni zamienia bliską Wolę w Manhattan Leitera.
To nie jest o czułości. Wyimek kalendarza, fantazja o niezgorzknieniu.
Eschatologie
1.
Katechetka postanowiła wprowadzić pierwszoklasistów w dwa ognie. Odpowiadam Dziecku, że piekło jest puste. Dziecko drąży paradoksy: dokąd pójdzie Putin?
2.
Prawdziwa rodzina – mówi o ósmej trzydziesci wielebny – była sto pięćdziesiąt lat temu. Teraz ginie.
3.
Geograf w wiejskiej szkole na Wyżynie lał pasem za błędy przy mapie. Wszyscy się uczyli. Był szacunek, wspominają z uznaniem.
4.
W „Niedzieli”: nikt nie słyszał o psychologach i terapeutach. Wystarczyła troska matki i surowy dozór ojca. W rodzinie nikt nie podważał szacunku do ostatecznego słowa taty.
Elegia
Czechowicz na schodach wypisany elegią. Tu Lublin, tu smutek. Tędy się przemykało. W tym błocie śnieżnym, śniegu błotnym, dawno temu. Maryśka ma biały berecik. Kiedyś policzyłem okna dużej chemii. Potem późno na Elesem. Takie bliskie dalekie, to kieszonkowe miasto.