
Claire Keegan, Drobiazgi takie jak te, tłum. Krzysztof Cieślik, Czarne 2022:
Nad kominkiem wisiało zdjęcie Jana Pawła II (s. 57)
Czytana w grudniowy wieczór, w świetle choinki i ze śniegiem prószącym za oknem, proza Keegan wydaje się baśniowa. Od głównych bohaterów bije ciepło, a ponieważ rzecz dzieje się dokładnie o tej samej porze, tyle że trzydzieści siedem lat temu, trudno nie nazywać „Drobiazgów” Opowieścią Wigilijną (Opowieścią Wigilijną 2.0?) Tak, książka o węglarzu z irlandzkiego miasteczka, jego żonie, która przygotowuje pachnący świąteczny keks i jego pięciu córkach, musi być baśnią.
Jej ostatnie akapity niosą w sobie taką dawkę wiary w człowieka, w człowieczeństwo, że powtarzam je szeptem przed snem kilka razy. Ten moment, w którym wszechwiedzący narrator opowiada o przyszłości, która będzie trudna, dużo trudniejsza niż się do tej pory zdawało, ale która już jest wygrana. Bo w bohaterze wygrywa dobro, nie oportunizm, nie wygoda, nie co ludzie powiedzą? Boże Narodzenie właśnie się stało – tak mogłoby brzmieć ostatnie zdanie.
I tak bardzo chcielibyśmy być jak Furlong.
[Jasność bijąca z głównego wątku, nie może jednak przyćmić obecnego w książce Keegan mroku: okrutnie prawdziwej historii o kościelnym systemie szkół i przytułków prowadzonych przez wszechwładne siostry zakonne, opartych na przemocy i strachu. Irlandzkie zakonnice do perfekcji opanowały zarządzanie grzechem. Nawet w książkowych opisach klasztoru zmienia się tonacja prozy, ciemnieje. Dobro triumfujące na ostatnich stronach stoi w opozycji wobec Zła, które wyrządził kościół. Boże Narodzenie właśnie się stało, ale nie w kościele, z całą pewnością nie w nim.]