
Łukasz Barys, Jeśli przecięto cię na pół, Cyranka 2022:
Pierwsze zdanie jest jak gwałtowna turbulencja: Na początku września mama i kochanek zostali przecięci na pół przez ciężarówkę, co skutecznie udaremniło im ucieczkę na północ. Otwiera się w wyobraźni, jak w amerykańskim filmie, gdzie północą jest Idaho, Kanada albo i Alaska, dokąd się ucieka. Ale tu nie: zaraz wszechświat zawęża nam się do maleńkiej wioski, której jedynym wyróżnikiem jest stacja benzynowa przy trasie szybkiego ruchu. Stacja i cmentarz.
Można by napisać, że proza Barysa jest apokaliptyczna, ale apokalipsa kojarzy się z wydarzeniami gwałtownymi i nadnaturalnymi, za to tutaj jest oswojona, jak na obrazach Waliszewskiej. Ukazana w „Jeśli przecięto cię na pół” codzienność okazuje się niczym innym jak oswajaniem upiorności. W wiosce, której nikt nie zna i o której nikt nie pamięta, zatarła się granica między żywymi i umarłymi. Upiory – takie określenie nigdzie chyba zresztą nie pada – Barysa nie są zombiakami z tanich horrorów, przypominają raczej postaci, o których pisał w swoim studium Łukasz Kozak: stanowią odmienny rodzaj egzystencji.
Kiedy rozpoczyna się ich walka o dawną szkołę, która miała stać się dworkiem nowobogackiego biznesmena, w moim umyśle pojawia się rytm tańca. Nie jest to jednak, wbrew pozorom, dance macabre a raczej chocholi tan z „Wesela” (w zaskakujący sposób dzielącego z Barysem podobną koncepcję upiorności).
[Co nas łączy z narratorem? Niespełnione oczekiwanie na mnogość lajków na insta].