
Tomasz S. Markiewka, Nic się nie działo. Historia życia mojej babki, Czarne 2022:
1.
Zwykle się pisze powieści, ewentualnie opowiadania. Losy babki, potem własne dzieciństwo, nakładanie się jednego na drugie, wychodzenie ze wsi, migracje na Zachód i z Zachodu – fenomenalny materiał dla literatury. Autor „Nic się nie działo” wybrał sposób, o ile nie innowacyjny, to na pewno wyróżniający się na półce księgarni: stworzył biograficzny esej, w którym babcine wspomnienia stają się przyczynkiem do dalszych poszukiwań. Przy czym nie porywa go pokusa wielkich uogólnień i teorii „jak było naprawdę”.
Niemniej czyta się zawsze w jakimś kontekście. Moim jest rozpalona przez władze dyskusja o reparacjach i niemieckiej winie. Trafiam na rozdział o ziemiach zachodnich, o Radkowie, o Niemcach, którzy – jak się okazało na zawsze – żegnali się ze swoją ojczyzną i swoim domem. To jest właśnie przewaga małych opowieści, z których składa się historia i teraźniejszość. Życie wciąż okazuje się bardziej prozaiczne niż śniłoby się autorom podręczników.
Oczywistym kontekstem książki Tomasza Markiewki jest także – tak mocno kontestowany przez oficjalną linię partii – zwrot ludowy w myśleniu o historii Polski. Dość zaskakujący zwrot akcji: coś, co było literaturą – fabułą prozy Redlińskiego czy Myśliwskiego albo nauką na marginesach jak niezliczone prace licencjackie i magisterskie katedry a potem instytutu etnografii-etnologii, znajduje się dzisiaj w głównym nurcie, jeśli nie naukowym, to z pewnością czytelniczym. Zresztą obok pracy Markiewki, nie da się nie wskazać na fantastyczną robotę Antoniny Tosiek, która w „Czasie Kultury” analizuje chłopskie pamiętniki.
2.
Miejscami świta mi w głowie zagroda w Schwarzwaldzie. Przebłyskuje mi Heidegger szukający związków między ludzkim bytem a techniką. Wybaczcie proszę, te niby erudycyjne wstawki, ale rzeczywiście tłukł mi się po umyśle Heidegger, gdy Markiewka opisywał rolę maszyn i ich wpływ na dwa wymiary życia na wsi: czas i wspólnotę.
Kolejne urządzenia zaczynają ułatwiać wykonywanie pracy. Czynność zajmująca kilka godzin zostaje ograniczona do kilkudziesięciu minut. Pojawia się czas wolny: wyrwa w uporządkowanym dotychczas układzie dni. Gdzieś po drodze zresztą umyka (także autorowi) sakralny wymiar czasu, tak doskonale (literacko!) opisany we wspomnieniu grudnia z dzieciństwa bohaterki.
Maszyny zmieniają też funkcjonowanie życia społecznego. Znamienny jest poniższy fragment mówiący o przejściu od ręcznego do maszynowego prowadzenia żniw:
Pojawienie się kombajnów to było coś więcej niż tylko wymiana starych urządzeń na ich nowocześniejsze i wydajniejsze odpowiedniki – zmieniały się także relacje społeczne. Kiedy młocarnie wyszły z użycia, nikt nie potrzebował już pomocy kilkunastu osób podczas żniw (s. 129).
Maszyna zmienia wspólnotę, czyniąc pracę lżejszą i bardziej indywidualną. Rozluźnia więzi, ale również oznacza zmniejszenie wzajemnego zaufania. Dzieje się dokładnie tak jak w moim ulubionym studium nad ustawianiem krzeseł w chińskim Starbucksie (zob. tutaj). Inaczej ustawiają je wychowani w kolektywnej kulturze uprawy ryżu, inaczej ci z regionów pszenicznych.
Może więc utyskiwanie na rzekomy upadek tradycyjnych norm i wartości jest pozbawione sensu. Bierze się on bowiem z tej mało zauważalnej, bo rozciągniętej w czasie zmiany – z zastąpienia nas, w jakimś sensie, przez maszyny?