
Ernest Hemingway, Zaś słońce wschodzi, tłum. Maciej Potulny, Marginesy 2022:
(lecąc nad Hiszpanią na wysokości trzydziestu kilku tysięcy stóp)
1.
Pamiętałem Hemingwaya głównie z „Komu bije dzwon?” w wydaniu beenki w tłumaczeniu Bronisława Zielińskiego. Przedzierało się przez tę książkę, przez jej chropawy język. Nie chciało się do niej wracać, a jednocześnie Hemingway wydawał się – w jakiś sposób – pociągający. Uważałem, że jeśli się zdrapie z niego ten język, pod spodem może okazać się czymś lepszym.
No właśnie. Nowy przekład „The Sun Also Rises” autorstwa Macieja Potulnego zdrapuje. Staje nam przed oczami powieść całkowicie – w swoim brzmieniu – współczesna. Lata dwudzieste może dwudziestego, a może i dwudziestego pierwszego wieku. Fascynująca zarówno w opisie relacji międzyludzkich, jak i w prawie reporterskim sprawozdaniu z korridy w Pampelunie.
Ukrywają się w tej prozie – bardzo podobnie jak u Jarosława – prawdziwi ludzie, co udowadnia załączone zdjęcie. Napięcia między nimi, ich spory, drobne niuanse uczuć. Jak oni tyle pili? – dziwi się J., którą namówiłem na tom z „Marginesów”.
2.
Pamięć w Polsce jest zupełnie inna – odkrywałem to przy okazji stulecia Wielkiej Wojny, której tutaj jakby nie było. Podobnie jak ominęła nas hiszpanka. Odzyskaliśmy niepodległość i jak zwykle ugrzęźliśmy w jałowych sporach. Nic się nie działo. Tamto pokolenie nawet – o ile się nie mylę – nie zasłużyło na własną nazwę. Tej dorobiło się dopiero pokolenie urodzone w latach dwudziestych.
The Lost Generation – ci, którym zdarzyła się Wielka Wojna. Żadnej wielkiej idei takiej jak niepodległość, ów koncept popularny w Europie Środkowej. O tych z nich, którym się poszczęściło (?): nie załapali się na Grób Nieznanego Żołnierza ani na ukryty w lesie przytułek dla kalek pozbawionych twarzy: mogli wrócić ze swoim niediagnozowanym pe-te-es-de, ze swoją nabytą urazową impotencją – opowiada Hemingway. Żyć intensywnie, pić, rozpuszczać fortuny.
W gruncie rzeczy wybór tłumacza, co do przekładu motta Gertrudy Stein: stracone czy zagubione – ukierunkowuje myślenie o całej epoce. To w tym zagubieniu, morfinie i alkoholu rodzi się przecież zupełnie nowa sztuka i literatura: dwudziesty wiek (długi dziewiętnasty dopiero co skończył się, w okopach Verdun), w którym nic nigdy nie będzie już pewne.