
1.7
U Greka, i u braci, na rogu nie ma. Czym oddychać nie ma. Gorąc na trzydzieści siedem fajerek, czereśnie, jednodniowe ogórki, Dziecko zasypia w tramwaju. A ta burza wieczorem zupełnie nieuchwytna.
*
Stulecie Mirona. Tyle mu zawdzięczam sylab, tutaj, gdzie piszę. I jeszcze topolę, której nie ma tam, gdzie chodzę fotografować zęby, a także sentyment do Siekierek. Poczucie, że mało to wystarczająco dużo.
2.7
To w czym chodzimy nie jest mgłą, ani chmurą. Tak oddycha beton w Lu., w którym wszystkie drzewa musiały umrzeć, abyśmy mogli żyć, w naszych rozpędzonych autach, którymi parkujemy pod wierszem Ryszarda Krynickiego.
3.7
Poszliśmy na mszę dla kosów. Ksiądz coś gadał jak naoliwiony. Migotały skrzydła w bukszpanie.
Dzięki, o Panie, składamy dzięki – letnia melodia, żeby mogły zagwizdać.
4.7
Ulepiony jestem z tęsknoty. Z tęsknoty moja kanapka, która nie smakuje. Kurczak i mango, karmię Mickiewicza, wolałbym mortadelę albo nic. Albo usiąść tutaj obserwować wróble.
*
(Gdzie widzisz siebie za trzydzieści lat? Para staruszków na Sokratesa)
On: No czemu się zatrzymujesz. Idź do przodu.
Ona: Zamknij tego ryja. Idę swoim tempem.
5.7
Pójdziecie do Jezusa, on tam w równoległym, sprzeda wam marynowany imbir – mówi biblijnym tonem kobieta sprzedająca marynowaną rzepę. O, szczęście niepojęte – oddziela nas głośna baba z dwukółkiem wołająca o irgę.