w dawnych czasach istniała etnografia gabinetowa. taki anglik, pan frazer siedział w londyńskim salonie i z dostarczanych mu wiadomości – czasem sprzecznych, czasem pasujących – tworzył zgrabnie wielkie teorie. wielkie teorie były schludnie napisane i nie brakowało im literackiego wdzięku. nade wszystko jego wyjaśnienia były przekonujące, lepsze nawet od tego jak było naprawdę.
myślę o frazerze i gabinetach warszawy czy berlina, gdzie wszyscy wiedzą lepiej jak i czy ukraińcy powinni rozmawiać z rosją. jeśli siedzisz nad klawiaturą i nie musisz zbiegać do schronu, bo alarm i nie musisz płakać, bo ktoś bliski znowu zginął, stać cię na naprawdę wielkie teorie i dobre rady. inna jest perspektywa gabinetów, inna schronów. tylko ci ze schronów mają prawo decydować jak i z kim rozmawiać i na co się godzić.
co gorsza w wielkich teoriach snutych z oddali, czasem pojawia się omam rządu londyńskiego, który także zasiada w gabinecie i patrząc jak ładnie wykrwawia się warszawa, potwierdza, że warto było, bo moralnie zwyciężyliśmy.
opowiadamy teraz o walce dobra ze złem, wielkiej wojnie, w której uczestniczymy, ale przecież w naszych gabinetach nie uczestniczymy w niej naprawdę. wojna ukrainy a nasza wojna to dwie różne wojny. nasza jest teoretyczna, na mapach, ukraińska jest prawdziwa i boli.