dziennik 24/22

jeszcze o dworcu zachodnim

nigdy nie ceniłem fotografii wojennej, tej która chłodnym okiem zabiera komuś duszę (sęp ląduje przy głodującym dziecku). nawet jak opisuję, mam skrupuły, nie wiem czy sceny na dworcu nie są zbyt intymne. bo przecież to kadry. na przykład chłopiec, który cichym głosem zamawia kakao, jakby to było na śniadaniu w domu (naprawdę się cieszy, wsypuję mu dwie łyżki). albo babcia z dziewczynką, której się nie da pocieszyć żadnymi cukierkami, niczym (nie chcę sobie wyobrażać tej strasznej historii, która jest w niej); albo inna, która – wprost przeciwnie – z radości naklejkami w królewny obkleiła walizkę (na drugi raz wezmę całą siatkę); albo chłopiec, któremu z góry biedronkowych warzyw (niektóre rzeczy są tak brzydkie, że nawet w sytuacji ostatecznej nie nabierają urody), wygrzebuję pingwina i to jest miłość od pierwszego wejrzenia. albo (skończmy z patosem) staruszek, który chodzi ubrany w ciepłą bluzę z napisem sex, drugs and rock’n’roll.

kobiety z dziećmi: tak neutralnie o nich mówimy jak w komunikatach prasowych, ukrywając przed sobą prawdę, że jeszcze tydzień, dwa, trzy temu były matkami, żonami albo dziewczynami i rodzinne selfie robili przynajmniej we troje (czworo, pięcioro, z wiadomych względów najsmutniej jest mi przy troje). kiedy nieśmiało podchodzą do stoisk, makijażem albo uśmiechem starają się ukryć, jak jest naprawdę (niedobrze). mamy dla nich kanapki, ale przecież nie wiemy, co to znaczy:
a) pożegnać się ostatni raz,
b) uciekać pod ostrzałem,
c) przestać być kimś.
jak są zorganizowane. jak poszukują wyjścia. jak starają się dobrze udawać przed dziećmi. (jedyne czym się martwię nad ranem to opłata parkingowa).

nie należy uciekać z kotami bengalskimi. owszem jedwabista sierść biała w rude cętki, niemniej miauczą całą noc, straszni histerycy. co innego dachowce albo norweskie, zdecydowane uciekać w transporterach tak jak właściciele, a także psy. koty bengalskie dbają tylko o siebie, pociesz mnie, pociesz wołają, odmawiają posiłków i korzystania z kuwety. pociesz mnie, pociesz – rozlega się na dworcu. dzieci chcą spać.

nad ranem przychodzi nieprzyjemny gość, ajent przechowalni bagażu. biorąc pod uwagę, że cały dworzec jest gigantyczną przechowalnią wszystkiego od ludzi i kotów po koce i kabanosy, jego zajęcie pachnie absurdem. ale on się nie cyka, każe się wynosić kotom, dzieciom, pudełkom. on teraz jest panem i pokaże kto tu rządzi. żadnej taryfy ulgowej.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s