Wiesz – powiedziała mi rano matka.
– Przyszedł Mesjasz. Jest już w Samborze (B. Schulz)
encyklika
w obliczu ogromu tragedii (tak mogłaby się zaczynać encyklika, ale się nie zacznie, bo rzym stchórzył), nie ma wyboru. można oczywiście planować, co zrobimy w przyszłej wciąż wyimaginowanej przez nasz strach wojnie, ale wojna jest tuż, tuż teraz. i nie ma innego Boga niż ten, który przychodzi w płaczącym dziecku i zmarzniętej matce. owszem można myśleć, że bozia woli paciorki, bo pomaga na miejscu. ale to tylko nasza sztuczka, żeby nie czuć się zobowiązanym do czegoś więcej. do wyjścia z wygody.
nie da się pomóc wszystkim – myślę sobie przewijając znowu kilometry apeli, zbiórek i próśb – ale potem przypominam sobie oczy tej płaczącej dziewczyny z zachodniego. a są to oczy pantokratora z monreale. sąd już się zaczął.
dziesiątego
kordony policji zamykają pół miasta. przedwczoraj na dworcu było tylko kilku z jakiejś szkoły i drogówka pilnująca parkingów. dziś są ich na mrozie setki, własnym ciałem chronią człowieka chorego na władzę. dostaliśmy pomieszania zmysłów od tej propagandy, co ważne a co nieważne.
franka
franka ma osiem lat i niebieską sukienkę, mówi po hiszpańsku, mieszka w mariupolu, a wcześniej w segowii. tyle opowiada o niej insta, który pokazał mi jej relację. była noc, niebo całe w zorzy polarnej z rosyjskiego ognia. kiedy się budzę, sprawdzam czy coś dodała, czy jest cała. oglądam leje po bombach na twitterze. gdzie jesteś, franka? dónde estás?