
tego roku bez ptaków. tylko mewy nad straganami marzą o holenderskich matjasach. w środku nocy zdejmuję karmnik. wichura usiłuje wejść nam do sypialni. ma na imię nadia. tłucze się o szyby jeszcze do południa.
bemowo wieczorem leży nad oceanem. gałęzie dotykają dachów. za zamkniętymi drzwiami ksiądz odczytuje dwie strony ogłoszeń duszpasterskich. może ogłasza:
że hołubiona przez władzę fundamentalistyczna grupka, która odpowiada za ileśtam nieszczęść, śmierci na szpitalnym łóżku oddziałów gin-położ, listów pożegnalnych, okazała się kultem orgiastycznym i teraz mamy chronić ich życie prywatne i dać się oczarować panu tymkowi i panu karolinie (uwaga, słodkie minki)
albo że oszust, którego radio nadaje bez przerwy komunikat: nie szczep się, to koncentrat z płodów, zaszczepił się trzy razy, bo dba o swoje zdrowie.
wracamy, bawimy się telefonem, śnimy (odkąd w pokoju powiesiliśmy obraz k.k. sny stały się wyraźniejsze, app(X) rośnie).