
I
Rozbawiają mnie rozliczne analizy dotyczące pełzającej sekularyzacji Polski, która ostatnio niby przyspieszyła. Tymczasem ludzie na granicy stali się sprawdzianem nie tylko dla naszego człowieczeństwa, ale i dla naszego chrześcijaństwa. To, co uważamy za nasz tradycyjny katolicyzm, wobec szukającego pomocy bliźniego, stał się jedynie parodią chrześcijaństwa. Parodia chrześcijaństwa w parodii państwa.
Nie wyobrażam sobie, że można usiąść przy wigilijnym stole z pustym miejscem dla strudzonego wędrowca, odczytać fragment Łukasza o tym, że nie było miejsca w gospodzie, albo odśpiewać kolędę, o tym, że nie było miejsca choć szedłeś jako Zbawiciel na ziemię, a potem dzielić się opłatkiem, mając świadomość, że sto, dwieście kilometrów od ciebie umierają na mrozie ludzie, których służby twojego państwa skazały z premedytacją na śmierć także w imię obrony parodii chrześcijaństwa, za wiedzą hierarchów i zwykłych wiernych. Za wiedzą i poklaskiem części z nich.
A jeśli potwierdzą się pogłoski, że ta mała, wyrzucona do lasu przez dzielnych polskich żołnierzy, dziewczynka nie żyje, to nawet nie mamy prawa obchodzić tych świąt. Może lepiej urodziny Heroda, postaci zdecydowanie bardziej przyjaznej mundurom (1), niż Jezus.
II
Czym jest chrześcijaństwo wobec bliźniego opowiada Franciszek. Jego wizyta w Grecji i na Cyprze zbiegła się z haniebnymi wydarzeniami w Polsce, gdzie kulminacją fetyszyzacji munduru i obłaskawiania zbrodni stał się specjalny koncert. Gdyby Franciszek przyjechał do Polski, nie jechałby do Częstochowy, ale jestem prawie pewien – właśnie do Narewki albo Białowieży.
Gdy polskich katolików podnieca drut kolczasty na granicy, gdy jak Herod marzą o cudzej krwi, Franciszek wśród uchodźców i migrantów przemawia w ten sposób:
Drut kolczasty. Widzimy go tutaj [na Cyprze] jako fragment nienawistnej wojny dzielącej kraj. Ale w innych miejscach, druty kolczaste są po to by nie dopuścić uchodźców, tych, którzy przychodzą szukając wolności, chleba, pomocy, braterstwa i radości, tych, którzy uciekają przed nienawiścią i sami napotykają tę formę nienawiści, której na imię drut kolczasty.
(1) Fetysz munduru jest jednym z najważniejszych fetyszy różnorakich dyktatur. Ponieważ reżim Polski Ludowej był partyjny, a nie wojskowy, właściwie nigdy – poza stanem wojennym – nie używano wojska jako sposobu jego legitymizacji. Zupełnie inaczej niż w dyktaturach latynoamerykańskich czy nawet Jugosławii (marszałek Tito w białym mundurze!). Być może była to reakcja na przedwojenną dyktaturę, która miała charakter wojskowy i która rozpadła się na granicy polsko-rumuńskiej razem z nieugiętym marszałkiem Rydzem. Użycie munduru do konsolidacji reżimu stanu wojennego spotkało się z ostrą reakcją w kolejnych latach, stąd odmowa służby wojskowej czy hasło Zdejmij mundur, przeproś matkę. Dzisiaj coraz bardziej autorytarna i coraz mniej demokratyczna władza znowu używa fetyszu munduru, słusznie przypuszczając, że oparcie się na zaufaniu do wojska i konsolidacji wobec wyimaginowanego wroga (który w propagandzie, ale również w poważnych analizach, osiąga status bomby atomowej), jakim jest uchodźca czy migrant, jest czymś, co odbuduje i wzmocni społeczne poparcie.