
(W obsadzie proponuję misie)
Jakiemuś mocarstwu sąsiedni watażka (metody ma iście arafackie) porywa samolot (to nic, że prywatnej firmy, ale jednak z mocarstwa), aby uprowadzić sobie opozycjonistę.
Mocarstwo przez kilka godzin nie wie, co napisać i czy przyznać się, że flaga mocarstwa na kadłubie. Opozycjoniście jak się okazuje odmówiono wcześniej azylu w mocarstwie, co nie przeszkadza mówić, że mocarstwo wspiera wszelkie opozycje (poza własną).
W tym czasie prezydent owego mocarstwa odwiedza z przyjacielską wizytą niesąsiedniego watażkę. Niesąsiedni watażka ma jedną publiczną telewizję, która transmituje go na okrągło, a poza tym pełne więzienia sędziów, dziennikarzy i opozycjonistów. Prezydent mocarstwa uśmiecha się głupio, ciesząc się, że go zaprosili. Kupuje dużo sprzętu wojskowego, takiego, którym tamten watażka rozstrzeliwuje sąsiednie narody.
Tymczasem inny z sąsiadów mocarstwa – z którym razem tworzą najsilniejszy sojusz wszechczasów, zwany Czterogłosem lub Międzylesiem – kłóci się z mocarstwem o kopalnię. Przedstawia sprawę wysokiemu trybunałowi, który stosuje środki.
Telewizja publiczna mocarstwa na okrągło pokazuje zły trybunał i złą opozycję, jak zamykają dobremu mocarstwu kopalnię. Premier mocarstwa po cichu negocjuje z premierem sąsiada i ogłasza sukces. Telewizja publiczna mocarstwa omdlewa z zachwytów, pokazując premiera. Premier sąsiada denerwuje się i mówi, że nic jeszcze nie wynegocjował.