Jakiś czwartek
Światło zwiało mnie i Ogród Saski pachniał truskawkami i snem, w którym każdy nazywał się inaczej. To było okno, które otwiera się co jakiś czas.
Jakaś sobota
Te trzy figi na portugalskiej porcelanie, pachnące ciepłym śródziemnomorskim dniem, gdy koła samochodów rozjeżdżają je przejrzałe i brzęczy pszczoła na tle opuncji. Tyle z Południa tego roku.

Jakiś poniedziałek
Dużo czasu ostatnio na Żoliborzu Egzaltowanym. Śmietniki otwiera się tam na kod, a szczurze trutki noszą nazwę „karmnik deratyzacyjny”. Zajrzałem na jedno podwórko: trwali bez ruchu w wizualizacji. Potem podsłuchiwałem innych jak mówili: moi znajomi mieli mieszkanie dziewięćdziesiąt trzy metry, ale tylko trzy pokoje, szczęściem obok było sto dwadzieścia cztery, więc od razu dokupili.
Jakaś wojna
Wybucha na kontach izraelskich instagramerek. Wojny zawsze tak wybuchają znienacka ku uciesze bandytów w garniturach. Nigdy nie jest do końca powiedziane, że coś się nie szykuje.
Jakieś badanie
Polacy. Za karą śmierci: 43%, za chłostą: 21%, za obozem pracy: 64% (tutaj). Nigdy nie jest do końca powiedziane, że coś się nie szykuje.
Jakiś piątek
Rozstawianie stołów. Całe miasto w rozgardiaszu. Znów trzysta ofiar i tak co dzień, wyłączając poniedziałki. Po chmurach widzę, że nadchodzi burza.
Jakiś głos
Kurczak jest. Krewetki jest. Wszystko jest. Łosoś nie ma.