
Takiej sceny jak na tym wstrząsającym (przynajmniej mnie) kanadyjskim obrazie akurat nie ma w opowiadaniach Marie Aubert. Ale „Zabierz mnie do domu”, czy równie dobrze nie mogłoby się tak nazywać to płótno? Przecież nie chodzi w nim o siąpiący deszcz, zbliżający się od morza, burzowe niebo, jak to dzisiaj nad Warszawą – katastrofa już się wydarzyła.
Serię małych katastrof nazywamy życiem. Właśnie o nich opowiada Marie Aubert. W tych krótkich obrazkach na ogół wiernych zasadzie jedności czasu, miejsca i akcji, katastrofy zdarzają się przy kolacji, w taksówce, w łóżku sąsiadów, którzy wyjechali.
Powiesz coś albo na odwrót w tym jednym momencie będziesz milczał. Świat zwykle nie wali się jakoś spektakularnie, ale nic nie będzie już takie jak przedtem.
(tłum. Karolina Drozdowska)