
Tego listopadowego wieczoru moja koleżanka z biurowego korytarza niespodziewanie została bohaterką. Tajniacy antyterroryści wmieszani w tłum protestujących pałowali równo, plac był otoczony kordonem milicyjnych suk, które cały dzień na sygnale krążyły po ulicach, demonstrację traktowano gazem, tak jak zwykło się robić we wszystkich mińskach świata. Ludzie starali się uciekać podwórkami, także tym, nad którym mieszkała Sz. I wtedy na przekór milicyjnym bokserom, liżącym tyłek reżimowi, Sz. z sąsiadami wystawiła drabiny, żeby mogli uciec. W sumie nie przypuszczałem, że mając czterdzieści lat ten Mińsk będę oglądał w Warszawie (a jeśli się oburzycie na to zdanie, potraktujcie je jako hiperbolę).
Czemu w tym kraju zrobiło się tak ch.jowo?
Obserwuję go ze wstydem. Parodia duce grozi na mównicy wsadzaniem posłów do więzień. Ci sami posłowie obrywają później od policji. Jedna zaraza pociąga za sobą drugą. Sześćset trzydzieści siedem czarnych worków, bo władza kompletnie nie radzi sobie z niczym poza nienawiścią. Krążą wrony.
Tego listopadowego wieczoru nie chciał już nic innego jak tylko znaleźć się jak najdalej od tej nieszczęsnej wyspy.