
Emigrujemy sobie wewnętrznie. Oglądamy netflixa. Planujemy podróże. Dopiero zaraza uświadamia, gdzie tkwimy. Po uszy. Dopiero kiedy nie możesz uciec, dostrzegasz czym jest Polska.
Piszę sobie. Tchórzliwie schowany za monitorem: szeregowy aparatczyk, który nie ma odwagi publicznie powiedzieć tego, co trzeba powiedzieć:
Wypierdalać!
Oglądam hordy policjantów ściągnięte dla ochrony prowincjonalnego satrapy. Suki wyją i błyskają niebiesko pod moim blokiem, jadąc pod jego dom. Kiedy uniesiesz się odpowiednio wysoko – na przykład we śnie – nad Żoliborz, nad Polskę, nad świat, dostrzeżesz jakie to żałosne, dokąd dotarliśmy krok po kroku, przyzwyczajając się coraz bardziej. Na jaką wyspę trafiliśmy wszyscy.
Od teraz – wydaje się – nie ma odwrotu. Wcześniej czy później czeka nas bitwa pod Mątwami.