
Wstęp do tomu drugiego
Maciejka pachnie późno. Nie wytrwałem w postanowieniu nie pisać. Lipiec coraz krótszy. Drobne radości w mgnieniu oka.
Zazi w metrze
Całe szczęście w sejmie można pisać wiadomości, inaczej zmarnowana godzina zanim doczekasz punktu szóstego i opróżnisz dwie wody. Wiadomości wyzwalają endorfiny: kupię sobie książkę, wracając, by utrzymać ich poziom.
Pamiątka z konferencji
Faszyści to bardzo mili ludzie.
Do rany takiego przyłóż. Zagoi.
Zupełnie jak my ocierają pot z czoła
I proszą o szklankę wody najlepiej chłodnej.
Fantastyczni kompani ci faszyści:
Podziwiamy razem piękną perspektywę
Ulicy. Uśmiech nie schodzi im z ust. Dusze,
Nie ludzie, ci faszyści.
Popijam kawę z kubeczka z napisem Wannsee.
Mój amerykański sen na przedmieściach Garwolina
Niby od świętej Anki a duchota nieustająca. Powiew klimatyzacji, zapach dezynfekcji. Siedzą i tulą się w grupkach w świetle żółto-brązowym (takie, zapamiętuję, jest światło McDonalda). Potem wychodzą – kawalerowie i panny – palą e-papierosy, wydmuchują e-dym, odstawili kubeczki na dachy WG, chichoczą.
Wsiadamy, włączamy nawiew, odjeżdżamy, pędzimy, zostawiając ich samych z kochaniem, rozstawaniem, mówieniem głupot, czyli życiem.
Lekcja patrzenia
Widok z okna. Upał. Oko zachwytu ma wzrok czereśniowy. Kiedyś było inaczej, lecz nigdy nie będzie.
Maleńkie podróże. Solec
Skręćmy tam – powiedziałem, bo nigdy w tę ulicę nie skręciłem. Był tam kapelusznik i antykwariat z pożółkłą włoską prozą, dom, któremu opadały balkony i ramiarz oprawiający Muminki. Dwadzieścia lat czekała, żebym przyszedł, pomyślałem sobie. Na ten jeden wieczór.