
Poniedziałek
Poniedziałek podobałby się Dziecku, które niestety przebywa na urlopie, więc nie może nasłuchiwać pojękujących od lewej i prawej syren. Pędzą straże a ulice zamieniają się w mniejsze lub większe zbiorniki wodne. Koniec jednej ulewy zwiastuje początek kolejnej. Tak, podobałoby się Dziecku, bo nawet A. wyciągnęła kalosze.
Wtorek
Fryzjer (przepraszam, barber) zaczął mówić do mnie per pan. Pierwsze zaniepokojenie. Jak pana obetnę, to do przodu będzie dziesięć lat, chyba tak to się mówi. Kolejne porażki, które zaliczałem tego dnia oswoiły mnie z myślą, że dziesięć lat do przodu.
Ten fryzjer, powiem Wam jeszcze, on nie nosił maseczki. Dwa tygodnie wstecz wybiegłbym z tego powodu w panice postarzony nie o dziesięć, a jedynie o pięć lat. Ale teraz zostałem. Nawet najmniejsze stwory z czasem dają się oswoić.
Środa
Nie mogąc stać się bohaterem niczego szczególnego i pozostając w historii ludzkości postacią drugoplanową (choć liczba uścisków dłoni, która dzieli mnie od dajmy na to od tego szajbniętego gościa z Białego Domu, tego, co się przed nim płaszczymy, jest mniejsza niż pięć), uczyniłem siebie bohaterem własnego dziennika. tego tutaj. Wątpliwości, co do jego sensu, nachodzą mnie raz po raz, teraz jakby intensywniej, kiedy dobrałem się do grubego zeszytu zebranych dramatów własnego autorstwa. Byłem ich pewny tak jak dziś pewny jestem tego ukrytego wśród milionów znaków zapisu, który nigdy nie osiągnął dwustu polubień. Świadectwo własnej niemocy.
Pojechaliśmy znowu do tej galerii handlowej, tej w miarę pustej. Udało się znaleźć miejsce do czytania w czymś co kiedyś było pełnym życia barem albo kawiarnią. Teraz przypominało nieco kurort poza sezonem. Tylko nigdzie nie było morza – a szkoda.
Czwartek
– Czemu czasami w ogóle nie mam ochoty fotografować chmur? – pytam A., idziemy na spacer, jest upalne (z dziennika katastrofisty: na Syberii dochodzi do czterdziestu stopni) czerwcowe popołudnie. Może po prostu – stwierdza A. – są dni nie do fotografowania?
Piątek
Na swój sposób ta zakaźna wiosna była szczęśliwa. Więcej pisaliśmy, tęskniliśmy bardziej, odkryliśmy mąkę zero i grill w piekarniku.
Deszcz koło rusycystyki pachniał. Wina nie dało się odróżnić od oranżady. Do pokoju wpadła ćma: bardzo ładny motyw na puentę.
Dziękuję!
PolubieniePolubienie