
Niedziela 82
Sceny z życia ptaków
Koniec dwunastego tygodnia w domu. Awantura potrafi wybuchnąć o wszystko: o to czy zjeść ciasteczko czy też nie zjeść. Podróż na plażę jest podróżą przez mękę. Dziecko obwieszcza, że ma dosyć co dwie, trzy godziny. Pod koniec dwunastego tygodnia, my – zagniazdowniki.
Kompot
Przypominam sobie smaki sprzed tych wszystkich katastrof.
Kompot truskawkowy i pływające w nim pulchne ciałka bladych owoców.
Ze szkoły wracałem Róży do mieszkania dziadków (tutaj) – na ich parapet przylatywała para sierpówek ghuhu ha, ghuhu ha (jeśli spytacie mnie skąd skłonność do słuchania ptaków, stąd właśnie) – najpierw drugie śniadanie, siedzimy we troje – kawa inka (dwie łyżeczki inki, jedna cukru), twarożek, czerwona papryka w kawałkach – potem graliśmy w domino albo stawialiśmy pasjanse – kiedyś przyprowadziłem psa. Dziecko grymasi. Kawałki papryki mogą stać się casus belli.
Kompot smakuje tak jak powinien. Dziecko mówi, że najpyszniejszy.
Bal maskowy
576 nowych zakażeń wczoraj. Słoneczny poranek. Idę z tą maseczką na twarzy, odmieniec jeden. Należy zdejmować. Patrzą na mnie wilkiem w kawiarni, na placu zabaw prawie chcą w oczach zlinczować. Łypią nadal przy leżakach z napisem zdezynfekowane. Muszę się poddać, żeby wypić kawę. Już się nie wyróżniam. 575 nowych zakażeń dzisiaj.
Kazanie
Mimo niechętnego powrotu do własnego kościoła, kazania wciąż oglądamy z Gdańska. Kto inny jak nie ksiądz Niedałtowski potrafi tak celnie wyjaśnić, co nam przychodzi z tajemnicy Trójcy: najbardziej warto inwestować w przyjaźnie, w to, co ludzi łączy, to na nich można się oprzeć. To jest inwestycja, której rdza się nie ima, jeśli ją pielęgnujemy. Nie ma ważniejszego wniosku z tej zarazy.
Kazanie we własnym kościele zagłusza deszcz, który nastaje po dusznym dniu. Pustułka leci nisko, w dziobie niesie martwą jaskółkę.