Sobota 81
Maleńkie podróże
Łacha zniknęła. Ścieżki prowadzą donikąd. Słychać wierzbowe głosy. Przyszła rzeka i zabrała.
Byliśmy piaszczystymi wyspami, nadwiślańskimi Robinsonami, razem a każdy osobno. Ci po prawej młodsi nieruchomo patrzą w lustro, w którym odbija się niebo. Z tyłu podobni: chowają się w cieniu – ona z telefonem i koszykiem, on czyta. Z lewej obozowiska rodzinne: dzieci wchodzą w rzekę, stają się maleńkimi kropkami ciał, trzeba je przebierać, uważać, żeby nie pomarzły. Mężczyźni mają czerwone ramiona. Pod wieczór przyjeżdża para: on starszy fotografuje młodszemu rower jak błyszczy.
Bardzo pasuje do tej niby-podróży niby-dziennik Mihaila Sebastiana. Piasek tkwi między stronami, kiedy ogłaszam światu, że istnieje:
Tęsknota jest wędrówką chmur po niebie.
Symbol czy alegoria sam nie wiem.
Wystraszyłem kosy odsuwając wierzbową gałązkę. Trzasnęła delikatnie. Dzięcioł mozolnie wykuwał swoją dolę. Chciałem usłyszeć wilgę a wyliczyła mnie kukułka.
Skrzypy są tak stare jak dinozaury powiedzieliśmy Dziecku nad zieloną kępą. Zaczęło rozgrzebywać piach, żeby odnaleźć szkielety.