
Wtorek 33
Do świąt (w tygodniu czwartym) było łatwiej niż po nich (w tygodniu piątym). Różnica polega na możliwości czekania i doczekania się. Obawiam się, że również na ilości spożytego masła.
Państwo zalewa załgana propaganda. Świętuje się – jak w jakiejś bananowej republice – lądowanie dużego samolotu. Niewielkie pocieszenie, że gorsze załganie panuje u wujaszka Trumpa.
Przywódca kraju w wywiadzie mówi o wyższości państwa narodowego nad Unią Europejską. Tymczasem Unia jest słaba właśnie przez opór tych zakompleksionych państw narodowych, które samodzielnie nie mogą stawić czoła żadnemu z nadciągających problemów (a koronawirus przy katastrofie klimatycznej jest doprawdy betką), ale wciąż powtarzają bujdy o swojej wielkości, rządzone przez niespełnionych tyranów, których życie do momentu zdobycia władzy rysowało się jako pasmo niepowodzeń.
Środa 34
Nie czytam. Nie ma mnie w tym kraju. Nie uznaję go.
Czwartek 35
Zadzwoniła do mnie poetka, kiedy akurat ja z M. o poetach rozprawiałem, rozprawiałem się z nimi korespondencyjnie. A tu zadzwoniła ona, miała głos operowy i nie przestawała mówić – aria bądź recytatyw. Nakład miał być potężny. W wielu językach. Nie znałem owej poetki, wielu nie znam, tego od M. podręcznikowego poety też nie, do tej pory.
Następuje przemiana cywilizacji łacińskiej – dlatego piszemy – nie możemy ulec dekadencji – w matni cierpienia.
Podręcznikowy poeta, Piotr Macierzyński, tymczasem zaprowadza mnie na manowce, dość cudne, drżące, dalekie od podręcznikowych średnich wersów.
*
Nowa normalność brzmi niepokojąco podobnie do Novo Estado.
*
Nowa normalność: wolałem cię z brodą – dzwoni kolega na łotzapie.
