Sobota (po południu)
Codzienne latamy do Hiszpanii: ja żółtym, jestem czarnoskórą dziewczynką, Dziecko – czerwonym samolotem, jest świętym Mikołajem. Hiszpania jest w jego pokoju. Piszę do C., która zamknięta w wieżach Madrytu: ona codziennie pływa z dziećmi do Nowego Jorku.
Na smyczy idzie rudy kot.
Nic sobie nie robi z trwogi.
Nad kotem nagły wróbli lot.
Zrywa się z kociej drogi.
(Jeszcze papież). Jeśli Bóg śpi, to znaczy, że jest czas na działanie tych, co nie śpią. Trzeba tylko iść naprzód w ciemnościach, trochę na oślep i próbować czynić dobrze – poucza ojciec Paneloux. Kto mówi o narodowym wymiarze choroby, nie popełnia błędu – popełnia grzech.
Nadchodzą wspaniałe koniunkcje. W drzewach wisi Księżyca łódź. Z gałęzi skacze do niej Wenus.
Niedziela 17
Dwadzieścia pięć miesięcy bez hałasu, bez znaku życia – my, którzy wymyślne potrawy szykujemy w zamknięciu – patrzymy na Annę Frank. Wspominamy, wygodnie oglądając kolejny sezon, ukrytych w chlewikach i pod podłogą, zanim nie doniesie usłużna Chominowa. Po trzech tygodniach nudzi się nam niewypróbowanym.
I po co ten dłuższy dzień? Po co?
Po ciemku biegnąc przez osiedle widzę: kwitną wiosną ciemne drzewa.
Poniedziałek 18
Według „Guardiana” co najmniej dziesięć wycieczkowców wciąż błąka się po morzach i oceanach świata, próbując gdziekolwiek zawinąć.
Jaki smak mają płatki śniegu? Na pewno nie poziomkowy, bo A. torbami z ikei otula poziomki.
Jestem czarnoskórą dziewczynką, lecę do Hiszpanii. W kolejny niewyraźny poniedziałek.