***
Olśnienie. Zdumienie. Czystość (s. 186). Musil o niewypowiadalnym.
Siedemnastka (znowu)
Mgła znad Niziny niepostrzeżenie przemienia się w mgłę znad Wyżyny. Na mapie pozostają niewyraźne linie. Kiedyś wiedziałem dokąd się wraca. Teraz przejścia dla zwierząt, wyciszające ekrany.
***
Powoli porzucam dziennik, skoro nie potrafię wyłowić czegoś więcej poza opowiadaniem monotonii.

„Nadmorska uliczka”
On nie ma światła mówi Jo. Tak padać nie może. Owi profesorowie akademii, co na części pierwsze rozbierają płótna mają rację (dopowiadam jej w myśli). Teraz szukam źródła. Wtem rozumiem, że to od oka, od niego światło (jak u Kawafisa), jeśli spojrzysz rozjaśniają się twarze, pobłyskuje drzewo. Tylko dziewczynka – ona maluje i jest namalowana – nie da się oświetlić, bo to jej wzrok.
Słowa w Auschwitz
Ta nieumiejętność myślenia poprzez analogie, kompletne zafiksowanie na tym, co się stało dawno. Na nas. My, my, my. Słuchacie, a nie płoniecie ze wstydu? Sąd ostateczny Polaków odbył się nad Morzem Śródziemnym, gdy kilka lat temu pluliśmy na tonące łodzie. Od tej pory nic więcej się nie zdarzyło. Kazali kopać tych – kopaliśmy, tamtych – też kopaliśmy.
Naturalnym odruchem jest więc opluć, kiedy Marian Turski mówi rzeczy ważne. Nadaje państwowa Telewizja Tysiąca Wzgórz, w moim kraju, który zmienia się w miejsce, z którego należy uciekać.
Skrobie drobny urzędnik: cała nasza praca miała miejsce w biurze.
Deszcz w styczniu
– co pan czyta? – pyta kawiarniany. – „dzienniki” sylvii plath. – kto to? dziennikarka? – nie, taka poetka, popełniła samobójstwo – co zrobiła? (macchiato)
