
Pięknie wydany tomik „Niedźwiedzi bóg” zawiera dwie nowelki, przy czym druga jest powtórzeniem pierwszej, różniąc się tylko szczegółami – dzieje się bowiem po tamtym zdarzeniu, to jest po katastrofie elektrowni atomowej w Fukushimie. Tamto zdarzenie, choć dużo groźniejsze od Czarnobyla, z naszej perspektywy leży w jego cieniu, wydaje się dalekie i pozbawione szczególnego znaczenia, zupełnie inaczej niż w Japonii.
Skłania ów tekst do zastanawiania się w ogóle nad literaturą po, czy nawet w trakcie katastrofy klimatycznej. Rzecz, wydawać by się mogło, przyziemna: zimą nie ma śniegu. Gdy przyglądamy się tekstom kultury, zwłaszcza tym skierowanym do dzieci, wszystkie one epatują obrazami śnieżnej zadymki, mrozu na oknach i zasp, dokładnie więc tymi obrazami, które pamiętam z dzieciństwa, ale których nie sposób uświadczyć w środkowej Polsce od dobrych kilku lat. Przestają być więc aktualne. Jak opisać zimę bez tej dekoracji? Czym jest zima – jedynie porą pozbawioną światła?
Może się również tak zdarzyć, że w przeciągu kilku, kilkunastu lat jeszcze naszego życia, nie będzie można opowiadać o Australii, pokazując koalę. Trzeba będzie jeszcze raz napisać – podobnie jak przepisany w 2011 roku został „Niedźwiedzi bóg” – opowieść o niej.
Wreszcie należy się zastanawiać, już teraz, zanim, jak potomnym wyjaśnić, dlaczego Wenecja była tak zachwycająca?
(Hiromi Kawakami, Niedźwiedzi bóg, tłum. Beata Kubiak Ho-Chi, Tajfuny 2019)