Dworzec
Peron piąty: nic się nie zatrzymuje. Specjalny dla introwertyków, oddalony od dworca o tuziny torów. Zagadka jak nań trafić. Ta pewność, że nie przyjedzie, aż zachęca, żeby czekać.
Warszawska, pierwsza
Powietrze ma tu duszącą woń melancholii, a może węgla, a może pierwszego śniegu. Mimo zamkniętych okien czuć smutkiem.
Warszawska, druga
W detalach dużo strachu. Wąż czai się pod rozświetlonym drzewem poznania (trochę jak z Williama Blake’a). Głowy wciąż się lękają, że prędko odpadną. Łomocze tramwaj.
Gwiazdy
Wieżowce z owej epoki lotów w kosmos. Mam na nie widok z hotelowego okna. Z namaszczeniem podchodzę do nich jakby były co najmniej Luwrem, bazyliką albo piramidą.
Krążę pod oknami i balkonami, po placach zabaw, zadzieram głowę. Obserwuje mnie dwoje z butelką i strachliwa staruszka, która szybko zamyka drzwi do klatki.
Zawsze do nich powracam. Pozują mi do zdjęć: przez trzy dni są moimi ulubionymi modelkami. (Inne modelki, por. tutaj).
Barbórka
Pod miastem jest jeszcze jedno. Myśl o zamurowanej sztolni długości dwunastu kilometrów nie daje mi spokoju. Pająki w tunelu Luizy całe są szczęśliwe.
(Do przedszkola przychodził górnik. Z papieru kleiliśmy jego czapkę (czako) z młotem i kilofem (żelazkiem i perlikiem)).
50 tysięcy ludzi pracowało tutaj w kopalniach, dziś – nikt. Orkiestra – proszę państwa (czako z czerwonym pióropuszem) – też jest muzealna.
Górny Śląsk pozwala obejrzeć świat po utracie sensu. Wszystko tutaj – od domów po świętych – miało znaczenie, kiedy wydobywano węgiel. Chyba nikt do końca nie wie, co zrobić z tą pustą formą po tamtym Śląsku (po tamtej Asturii, po tamtej Ruhrze).
Chodzenie wte i wewte
W drugi poranek Katowice są już inne. Najlepiej jest samemu szukać detali – to już wiecie, że wtedy odkrywa się zaułki i zapachy. Secesyjne kwiaty rozkwitają na fasadach. Szpital sąsiaduje z cmentarzem (ach, ta pruska praktyczność). Kawiarnia nazywa się „Figa z makiem” i podają w niej bułeczki figowe.
Przypadek
Autokar jechał przez górnicze osiedle, gęste i ciemne. Jakiś tata za rękę z przedszkola prowadził jakieś dziecko.
Partytura
Pierwszy raz od dawna byłem na koncercie symfonicznym i miejsce miałem za orkiestrą, za plecami. I był Prokofiew, symfonia na wiolonczelę i wirtuoz rosyjski. Taki, że wow i kwiatki na koniec. No a ja patrzyłem na wiolonczelistkę z orkiestry, z wyniosłą szyją, i myślałem sobie, co też ona myśli. Że ona zawsze jedna z wielu, a on – wirtuoz – solo. I że może ona nigdy nie będzie. I nigdy kwiaty, ani owacja na stojąco. Uśmiechała się gorzko, ale przełykała ślinę (tak mi się przynajmniej przywidziało).
A potem pomyślałem – grali Czajkowskiego – że może życie nie musi być życiem wielkim, wystarczy, że jest życiem małym. Małe życie też jest dobre i można je mierzyć ilością bezinteresownej miłości. Nie wielkie, ale małe.
Wtedy pomyślałem sobie o An. i że pewno by to skomentowała: Paolo Coelho.
W muzeum
Piękno tych dłoni jak palców hrabiego Orgaza (tutaj). To zaślubiny mistyczne – mówi przewodniczka. Aż mi się mylą Katarzyny.
Pierwszeństwo zatrudnienia w ochronie i szatni mają dawni górnicy – opowiada dalej (jeszcze jedna odpowiedź na to, co zrobić z pustą formą).
W dziale „Historia” jest pałac pruskiego magnata, a nie ma kopalni, której jest właścicielem. Mimochodem przewodniczka wspomina, że tego i tego roku zniesiono pracę dzieci poniżej lat dwunastu. Arystokratyczna córcia i arystokratyczny synek uśmiechają się na żywym obrazie. Historia zaludniona niewidzialnymi ludźmi z ich niewidzialnymi zajęciami (owe zajęcia brudzą świeżo ukrochmalone białe koszule) doskonale odpowiada perspektywie Herr Direktora von und zu.
Robotników zmuszano do pracy za zapłatą nie mogącą nieraz pokryć kosztów utrzymania, co powodowało utratę sił, choroby i wysoką śmiertelność (Jerzy Jaros, Historia kopalni „Król” w Chorzowie (1791-1945), s. 42).
Mapa kopalnianego osiedla do złudzenia przypomina młodszą o pół wieku mapę obozu. Willa dyrektora nieco na uboczu jak później willa komendanta.
Kiedy opowiada o wielkiej maszynie parowej porównuje ją do cielska wieloryba na plaży.
Opowiadanie na drogę
Kiedyś jadę do pracy, w zeszły piątek. Pięknie opowiadane przez telefon: znam jej choroby i choroby jej męża, zarobki zięcia i jadłospis świąteczny. Happy end, kiedy wreszcie zaśnie.
1 Comment