
Mniej więcej w tym samym czasie:
- z Doliny Poległych odleciał helikopterem trup caudillo ostatniej krucjaty (kibicowałem mu przed monitorem),
- ojcowie franciszkanie z Niepokalanowa, przypomniawszy sobie o dumnych tradycjach świętego Maksymiliana (por. tutaj), popłakali się nad bezczeszczeniem zwłok tego obrońcy wiary (patrz pkt 1),
- ukazał się „Strup”.
Chyba jakoś w okolicach listopada w kościołach czyta się Ezechiela. Ten fragment o ożywających kościach w dolinie, w której jest ich pełno. I nie mogę się od tego Ezechiela oderwać, bo już na pierwszych stronach autorka zamiast ofiar liczy pojedyncze kości, idące w tysiące i miliony. Kości z pól, rowów, studni, nigdy nie pochowane kości z czasów terroru.
I kiedy latem jechaliśmy tą piękną drogą przez Andaluzję, tą, wybraną zamiast autostrady, gdzie krajobraz falujący, białe bramy hacjend i intensywne słoneczniki, to może właśnie była ta dolina, ta z której mają wstać kości. Powstał szum i trzask.
Zginęli, bo byli czerwoni, rojo. Jak pojemna to kategoria dla prawicowego umysłu, można przekonać się dokonując przeglądu codziennej polskiej prasy. Katarzyna Kobylarczyk pisze: po wojnie sam przymiotnik „rojo” będzie się ludziom źle kojarzył. Na wszelki wypadek będą go unikać. W użyciu znajdą się zamienniki: colorado, bermejo, encarnado – „zaczerwieniony”, „rudawy”, „w kolorze mięsa” (s. 22). Jest jeszcze czerwona zaraza, w której rozpoznajesz ten sam język, którego używa arcybiskup Krakowa, wierny sympatyk rządzącej partii.
Fascynacja Franco i jego ideą jest w Polsce poniekąd chorobliwa, zwłaszcza jeśli chodzi o model stosunków państwa i Kościoła: ten sam splot, który owoce przyniósł dopiero w epoce Zapatero, pozostawiając pustymi hiszpańskie kościoły. Jeśli autorytaryzm – na krótko – ziściłby się nad Wisłą byłby właśnie taki: klerykalny i pełen frazesów: Bóg, Ojczyzna, Król (króla wymienimy na honor). Zarówno Jędraszewski na krakowskim stolcu, jak i Kolbe – w niebie – byliby zachwyceni.
Autorce udaje się uniknąć pisania hagiografii rojos. To bardzo ważne, bo pokusa jest silna, biorąc pod uwagę dominujący w naszym kraju dyskurs, na który chce się ze złością odburknąć macie swojego Franco! Znowu obrazek podróżny: biały krzyż na zboczu nad pasem startowym Barajas: to w grobach pod nim leżą ofiary republikańskiego terroru w Madrycie.Ich kości liczy się w tysiącach.
(Katarzyna Kobylarczyk, Strup. Hiszpania rozdrapuje rany, seria „Sulina”, wyd. Czarne, październik 2019)