(Psałterz, Canterbury ok. 1210-1220 (Bodleian Library, MS. Ashmole 1525, fol. 14r), źródło: https://www.facebook.com/discardingimages)
(Parma)
Droga z Sianowa do Garcza wieczorem nabierała tajemniczości. Szło się przez lasy, mijało miedze i co jakiś czas natrafiało na pustki (kolonie poza obrębem wsi, złożone z gospodarstwa lub dwóch, w reszcie Polski nazywane wybudowaniami). Świeży i dobrze zapowiadający się etnograf wiedział – po lekturach Stelmachowskiej czy księdza Perszona – że w okolicach pustek lubią przebywać rozmaite demony, widma i tym podobne, żyjące na morenach, stworzenia. Kłębiły się też różne opowieści (kamienne, nie drewniane, jak podkreślał jeden z zaangażowanych rozmówców). Pośrodku tego małego świata znajdowały się Kartuzy. To stamtąd sanosy ruszały krętą drogą mijając po drodze kościół nad jeziorami z trumną na dachu. Kiedy kilka lat później, zabrałem w tamte okolice A., nie zauważyła nic nadzwyczajnego.
„Kot niebieski” jest taką opowieścią z pustek, jaką chce się usłyszeć mając w pamięci drogę z Sianowa do Garcza i ową cynową trumnę nad jesiennym jeziorem. Powieść Martyny Bundy wycięta jest z tego polodowcowego krajobrazu. Na topografię nakładają się warstwy kolejnych legend. Fikcja i zapis historyczny łączą się w niej a jedno perfekcyjnie podszywa pod drugie, tak samo jak w innych zasłyszanych tamże opowieściach, choćby w tej o księżniczce Damroce albo o Remusie. Bohaterowie „Kota niebieskiego” stają się w ten sposób nie-zwykli.
Kupiłem ją na lotnisku w Modlinie, właściwie jako książkę podróżną dla A. Koniec końców, zaraz po starcie zacząłem czytać i nie oddałem jej książki aż do lądowania tydzień później.
(Martyna Bunda, Kot niebieski, Wydawnictwo Literackie, wrzesień 2019)