
(Alfred Wierusz-Kowalski, Wilk w zimową noc, ok. 1900, kol. pryw., źródło: onebid.pl)
(Helsinki)
Ćwiartowanie żyrafy. Chociaż wypadku w zoo w Kolmården nie mogę sobie przypomnieć, to sprawę ćwiartowania zbędnej żyrafy w Kopenhadze pamiętam całkiem dobrze. Miałem zamieścić tutaj filmik, ale nie – to jednak zbyt brutalne. Zbyt brutalne w świecie, w którym setki Kurdów wydaje się na śmierć. Biedny Mariusz, zwierzęta – ma rację Lars Berge – wzruszają nas bardziej.
O złym wilku uczymy się od dziecka. Czerwony Kapturek idzie do lasu i już z niego nie wraca. Matka Boska Gromniczna ze świecą na śniegu odgania watahę. Mój pierwszy sen, który pamiętam: w dużym pokoju – jeszcze na Czechowie – jest studzienka a obok niej wyje straszny wilk (mam cztery lata? pięć?).
„Dobry wilk” to reportaż o ułudzie. Wyobraź sobie, że wilki tak naprawdę przypominają ludzi (przecież człowiek człowiekowi wilkiem). Wejdź do stada i udawaj, że jesteś jednym z nich. Zacznij mówić o nich jak o ludziach, zacznij siebie traktować jako rozumiejącego wilki.
Szwedzi opracowali na to – podobnie jak na wszystko inne (por. „Szwedzka teoria miłości„) – program. Początkowo realizowany ze względów społecznych, później politycznych, w końcu czysto biznesowych. Gdy w programie dochodzi do tragedii – to znaczy powraca zły wilk – pierwszą czynnością jest zaprzeczenie i wyparcie. Ułuda na dobre zagościła – pisze Berge – w szwedzkich umysłach.
Jego książka jest wyjątkowo przenikliwa. Wypadek (czy wypadek?) w zoo staje się przyczynkiem do quasi-kryminalnego śledztwa, ale również wciągającej opowieści o lokalnych układzikach rządzącej partii, o tym, czym miało być i czym jest dzisiaj zoo, wreszcie kim są dla nas zwierzęta. Niesie też w sobie – dostrzegam to i doceniam -pochwałę zdrowego sceptycyzmu.
(Lars Berge, Dobry wilk. Tragedia w szwedzkim zoo, tłum. Irena Kowadło-Przedmojska, Czarne, wrzesień 2019)
