(Banksy, Banalność banalności zła, 2013, kol. pryw., źródło: tumblr.com)
O tym jak zdominowała nas kultura amerykańska, najlepiej świadczą obchodzone – czy też pojawiające się w przestrzeni internetu – tego lata okrągłe rocznice. Najpierw człowiek na Księżycu, potem festiwal lata miłości, a gdzieś w międzyczasie okrutne zabójstwo Sharon Tate. To w jego kontekście na ekrany wchodzi nowy film Tarantino, a w serii amerykańskiej Czarnego wydane zostają „Ludzkie potwory” z portretem jednej z zabójczyń Tate na okładce.
A teraz pora na zawód. Jeśli ktoś oczekiwałby mrożącej krew w żyłach opowieści o zabójstwie albo reportażu z sali sądowej rozpisanego na dni przesłuchań zawiedzie się srogo. O tym nie pisze Nikki Meredith. To raczej jest „Księga przeciwko nienawiści”, w której próbuje opisać wszystko, co wiemy o uśmiechniętych i sympatycznych ludziach nagle popełniających zbrodnię. Mieści się tu nawet Zimbardo i obserwacje szympansów, więc jest to takie podręcznikowe powtórzenie podstawowej wiedzy. Przy czym – pojawiające się kilkukrotnie w zawoalowany sposób – porównanie zabójstw dokonywanych przez fanatyków Mansona w 1969 r. z ludobójstwem w Rwandzie uważam za znacząco przesadzone.
Nie to jest najgorsze. Po pierwszych kilkunastu stronach na główną bohaterkę książki wyrasta jej autorka. Zabieg, który w wypadku reportaży staje się nieznośny. Kolejne rozdziały wypełniają retrospekcje i introspekcje, schowaj się bando Mansona! „Ludzkie potwory” nie przybliżają, moim skromnym zdaniem, do zrozumienia skąd zło?, za to pozwalają odpowiedzieć na ważkie pytania:
Jak autorka czuła się, odkrywając swoje ćwierćżydostwo podczas wycieczki do powojennej Europy? Jak przeżyła aresztowanie swojego brata? Jak długo była dziewicą i co na to jej chłopak Craig? Jak można się było dostać do elitarnych klubów młodzieżowych w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia? Niemało odpowiedzi, tyle, że nie na temat.
1 Comment