(Tezeusz i Minotaur, The J. Paul Getty Museum, Malibu, ok. 550 przed Chr., źródło: theoi.com)
Można starać się zapisywać każdy dzień (nawet jak się nic z niego nie daje wycisnąć), można schować w schronie przeciwatomowym kapsułę czasu, która dokładnie opowie o przeszłości, można wejść myślami w cudze opowieści. Bohater „Fizyki smutku” odkrywa jednak, że wszystko co robi jest na próżno:
Śmierć jest czereśnią, która dojrzewa bez nas (…) Ulica stoi, drzewa stoją, a o oto i czereśnia, tylko my jesteśmy martwi. Nic nie zostało ze mnie, niegdysiejszego wybawcy świata. Znaczy – ktoś jednak zrzucił bombę neutronową. Nieobecność mojej babci, mojego dziadka, mojego taty, mojej mamy i tamtego chłopca, o którym trudno mi jest mówić w pierwszej osobie, tylko to potwierdza (s. 144).
Każda literatura, która ma znaczenie, rodzi się w sprzeciwie wobec przemijania, z potrzeby utrwalenia tego, co przestaje być. Taka jest właśnie „Fizyka smutku”: podręcznik radzenia sobie z upływem czasu. To jej bohater dochodzi do wniosku, który padł już na tym blogu: Nieznaczące i małe – tam kryje się życie, tam się gnieździ (s. 283).
Gospodinow zajmuje się również mitologią. Jako pierwszy Minotaura i Kreteńczyków bronił Herbert, przypisując tę opowieść propagandzie Greków ze stałego lądu. Za to autor „Fizyki smutku” dokonuje dekonstrukcji minojskiego mitu w oparciu o współczucie. Odkrywa w Minotaurze dziecko oderwane od matki i zamknięte w ciemnościach, odkrywa cierpiące stworzenie w każdym zwierzęciu.
(Tak kończy się rok błahych recenzji).
2 Comments