(Edward Hopper, Bar automatyczny, 1927, Des Moines Art Center, źródło: wikimedia.org)
Piszesz dziennik, to powinno wystarczyć. Twój miniaturowy sprzeciw dla dwudziestu osób. Twoje komunikaty, twoja opozycja.
Wieczorem serial i pełno śniegu. Pójdziemy lepić bałwana pomyślałem, ale jutro. Rankiem nie zostało śladu – powtórzyło się to jeszcze raz w tym tygodniu.
Katecheza nr 1. Pierwszą opowieścią jest Arka Noego. Zwierzęta grzecznie maszerują na pokład. Dwie żyrafy, cztery niedźwiedzie polarne z lego. Dziecku się podoba. Tylko jak do tej bajki wstawić dobrego Boga?
Katecheza nr 2. To przez metodę historyczno-krytyczną tak mi trudno opowiadać o Bożym Narodzeniu. Zapomnieć o tym, co wiem i na nowo ulepić opowiastkę o słodkim malcu w żłóbku z wołem, osłem i palmą. – Halo, Fifik! – Dziecko za telefon wzięło Jezuska z przyklejoną główką (tutaj).
powinienem zostać w papierze. nic poza papierem nie istnieje naprawdę.
śniło mi się, że w nowojorskim metrze istniały domy publiczne dla potwornych robotycznych rowerów.
jesteś jak ryba.
rozmowy o karpiu przed wigilią.
światło moich oczu. światło rorat. światło mcdonalda przy puławskiej.
pierwszy raz lepiej czuję się w ciemności. może ryba, ale nie ćma.
lęk przed maskami. mój ulubiony wyraz twarzy to maska.
starsza pani podaje przepis na kompot (dzień jest szary): na noc zalać wrzątkiem i ułożyć cytryny. rankiem oddzielnie ugotować cynamon i goździki. – pan słucha starszej pani – mówi sprzedawca suszu.
śniło mi się: byłem zgrzybiałym starcem o rozpadających się członkach.
(10-17.12.2017)