Pierwsze zdanie zabrzmi banalnie: o dzieciństwie zwykle opowiada się w sposób nostalgiczny. Wspomnienia zapisywane są jakby za mgiełką, która nadaje im tonu delikatności. W „Totalnie nie nostalgii” sam tytuł niesie już przesłanie programowe: opowiedzieć na odwrót, wyłącznie w ciemnych barwach. Skoro to autobiografia, autorka ma do tego święte prawo. Podobnie jak – podlewać swoje wspomnienia odniesieniami do teorii gender, tudzież czołowych prac z zakresu psychologii (choć akurat dla mnie ich wplątanie do powieści graficznej wygląda na erudycyjne popisy autorki, ale autor bloga nie powinien wypowiadać się o erudycyjnych popisach).
Mimo tego a także mimo powtarzania po tysiąckroć tez o patriarchacie (wszyscy mężczyźni w książce – a uogólniając wszyscy Polacy płci męskiej – są źli: krzywdzą, molestują albo chociaż wyśmiewają), sama fabuła – wielka w tym zasługa rysownika (polskiego mężczyzny!) – wciąga.
No i – co może dla mnie najważniejsze – pojawia się miasteczko R. O ile dla autora bloga przez długi czas stanowiło ono centrum wszechświata, o tyle dla bohaterki komiksu, Wandzi, jawi się ono – wprawdzie dwadzieścia lat wcześniej – jako największy horror: centrum dewocji, patriarchatu (ależ oczywiście!) i królestwo śmierci (co do specyficznego stosunku mieszkańców miasta R. do cmentarza zdaje mi się, że już tutaj pisałem).
(źródło: panteon.pl)