
(Jarosław Iwaszkiewicz w filmie Andrzeja Wajdy „Panny z Wilka”, źródło: kokolorez.wordpress.com)
Ta śmierć miała w sobie coś tak uroczystego, że patos udzielił się nawet autorowi bloga (stąd podwójny zapis dziennika: zwyczajny i nadzwyczajny). Tego ranka, kiedy autor bloga gonił biały obłok, wydawało się, że wszyscy chcą mówić tylko o jednym, ale nie potrafią nic powiedzieć (trochę minęło zanim odgłos wydały hieny a wydały, co autor bloga sprawdził na portalu rzekomo poświęconym). Takie śmierci podważają znaczenie słowa zawsze. Zawsze, odkąd pamiętam Andrzej Wajda był najwybitniejszym reżyserem (choć, co można zauważyć poniżej, coraz częściej mnie rozczarowywał).
W moim patetycznym dzieciństwie dwa filmy zrobiły na mnie największe wrażenie. Pierwszym był „Człowiek z żelaza” (pamiętacie, że autor bloga rozkoszował się wówczas ojczyzną), po którym nie mogłem zasnąć. Podobnie jak – z zupełnie innego, tym razem erotycznego, powodu – po „Kronice wypadków miłosnych”.
Więc po co znów Iwaszkiewicz? – mógłby ktoś zapytać, skoro teraz o Wajdzie, nie o nim. Otóż, nie było bardziej iwaszkiewiczowskiego reżysera a to jest już jakiś powód. Autor bloga o Iwaszkiewiczu zawsze chętnie napisze.
Filmy Andrzeja Wajdy, które pojawiały się na blogu:
„Tatarak”: tutaj
„Wałęsa. Człowiek z nadziei”: tutaj
„Panny z Wilka”: tutaj
(10.10.2016)
