Nasz papież okazuje się być balastem dla polskiego Kościoła, który wpłynął na mieliznę. Nasz papież zamyka jego historię. Rozmawiam z N., która żąda, żeby okno na Franciszkańskiej też było jak kiedyś, czyli żeby klaskać i wiwatować, a nie mówić o sprawach poważnych. Nasz papież to jedna ze strategii dezawuujących Franciszka (o tym jeszcze napiszę).
Nasz papież. Czytam „Tygodnik Powszechny”: Na spotkanie z papieżem w Białych Morzach przygotowano aż 7 tys. miejsc. Ponad połowa pozostała wolna. Franciszek mówi do księży: Jezus nie lubi dróg przemierzanych połowicznie, przymkniętych drzwi, podwójnego życia. Jakby wiedział, że zamykanie drzwi i dwulicowość to główne grzechy Kościoła nad Wisłą.
A teraz scena z „Wielkiego Piękna”: Jep rozkoszuje się życiem na kanapie. Mówi Franciszek: Sądzimy, że abyśmy byli szczęśliwi, potrzebujemy dobrej kanapy. Kanapy, która pomoże nam żyć wygodnie, spokojnie, całkiem bezpiecznie. Kanapa – jak te, które są teraz, nowoczesne, łącznie z masażami usypiającymi – które gwarantują godziny spokoju, żeby nas przenieść w świat gier wideo i spędzania wielu godzin przed komputerem. Kanapa na wszelkie typy bólu i strachu. Kanapa sprawiająca, że zostajemy zamknięci w domu, nie trudząc się ani też nie martwiąc. A przecież: nie przyszliśmy na świat, aby „wegetować”, aby wygodnie spędzić życie, żeby uczynić z życia kanapę, która nas uśpi; przeciwnie, przyszliśmy z innego powodu, aby zostawić ślad. To bardzo smutne, kiedy przechodzimy przez życie nie pozostawiając śladu.
Z całej pielgrzymki, ta kanapa przemawia do mnie najbardziej, aż ma się ochotę, żeby wreszcie wstać.