Z tego szczytu, który służy ostatnio do rzucania oskarżeń lub wygłaszania publicznych pochlebstw, mówi Franciszek: Pragnienie władzy, wielkości i sławy jest rzeczą tragicznie ludzką i jest wielką pokusą, która stara się wkraść wszędzie; dawać siebie innym, eliminując dystanse, pozostając w małości i konkretnie wypełniając codzienność – to subtelnie Boskie.
Zgromadzili się na szczycie licząc na peany o wielkości (tam pięknie brzmi o wielkości i o wybraniu, o narodzie najniezwyklejszym ze wszystkich) a on im prawił o małości: o Bogu, który czyni się małym.
Nie mogli pojąć. Zasiał zgorszenie, kiedy się zetknęli z nim a on chciał rozbić ich wygodne wyobrażenia. Zalew nieskładnych wypowiedzi w obronie polskiej wersji chrześcijaństwa: publicysta, któremu się na tym blogu należy damnatio memoriae, przegrany polityk, który uważa, że Franciszek je za dużo i przyjaźni się z żebrakami (mijają wieki, ten sam zarzut faryzeuszy, por. Mt 11, 19). Nagłe spotkanie z chrześcijaninem obnaża zafałszowanie tego, co nazywamy u nas chrześcijaństwem.
Naucz nas jak Marię z Betanii słuchania tych, których nie rozumiemy, tych, którzy pochodzą z innych kultur, innych narodów, a także tych, których się boimy, sądząc, że mogą nam wyrządzić zło. Słuchanie, czyli uznanie – jak to z trudem nam przychodzi – własnej omylności, braku monopolu na prawdę, braku wyjątkowości.
Ten sam Kościół, te same miejsca, ten sam szczyt Jasnej Góry, a z Franciszkiem zupełnie inny.