
(Tove Jansson, Widok na park, 1941, źródło: pinterest.com)
Czy to nie wścibskie czytać cudze listy, dopytuje A. I pierwszy raz czuję, że może ma trochę racji, że się za bardzo do Tove zbliżam, ba, do łóżka jej wchodzę z butami. Najpierw były „Muminki”, opowieść mojego dzieciństwa, które czytane nawet teraz sprawiają ogromną przyjemność i dają poczucie bezwarunkowego szczęścia. Za każdym razem odkrywam w tych małych książeczkach o szczęśliwym domu, Mamie układającej muszelki wokół rabatek i Tacie piszącym pamiętniki, coś nowego. Potem proza. Wchodzi się w nią jak do chińskiego ogrodu, taka jest oszczędna i z chłodnym dystansem. W niewielu słowach opowiada wszystko. No a teraz te „Listy” i nagle pojawia się w nich pełna sprzecznych emocji kobieta, zakochująca się i porzucana, zrywająca kontakty z ojcem po politycznej kłótni i pogrążona w depresji po utracie kochanek (i kochanków), pisząca manifesty o nieposiadaniu dzieci i zastanawiająca się, czy usunęłaby ciążę, jeśli to jest ciąża. Zupełnie inna niż wyimaginowana przez czytelnika autorka „Muminków” i „Wiadomości”.
Dorosłość zaczyna się wtedy, gdy odkrywasz, że Dolina nie istnieje, a jej mieszkańcy są tak naprawdę zupełnie kimś innym:
Włóczykij zaspał po jakiejś popijawie i w ogóle nie przyszedł (s. 222).
Wyrazem „mimbla” autorka określała głównie osoby, z którymi się sypia, a samo sypianie z kimś nazywała niekiedy mimblowaniem (przypis ze s. 232).
(Dopisane: dla koneserów twórczości T.J. miłym dodatkiem jest umieszczona za listami, skrzętnie przygotowania jej polska bibliografia).