(Bez pisania wytrzymałem tydzień, ale nie mogę dłużej, bo zapomnę jak się pisze. Kolejne niezrealizowane postanowienie).
O niespodziewanej geografii miast
Pewno napisałbyś o ulicy Gdańskiej – mówi przed snem A., kiedy tłumaczę, że jestem niepiśmienny. Rzeczywiście nie spodziewałem się tej ulicy i tego domu na wzgórzu z drzewami wygrażającymi deszczowym chmurom. Byliśmy na wsi, psy szczekały, i kościółek był też takie rokoko prowincjonalne, choć wystarczyło pod górkę, żeby do metra (13.02.2016).
O obserwacjach z pewnego święta
Handlarki różami z pewnością chowają noże. Wyobraźnia działa, wte i wewte po Ogrodzie Saskim, jakiś mąż tłumaczy jakiejś żonie zasady handlu niewolnikami. Bardzo dobry temat, zamiast o miłości (14.02.2016).
O dojrzewaniu w sto osiemdziesiąt
Jakieś liceum albo technikum. Ustąpiłem miejsca pijanej (pijanej wiosną oczywiście) i teraz z torbą, i w niej z kefirem z lidla, kołyszę się przy dwóch kolegach. Na zakrętach kefir raz w jedną, raz w drugą, i jeszcze gulasz w pudełku też, prosto w uczniaków. Szkoda, że nie ma tu żadnej dziewczyny – mówi jeden. – Bo lubię jak w autobusach smyrają mnie cyckami. Zakręt, kefir znowu smyra (17.02.2016, proszę nie oburzać się słownictwem, przy dziecku tak można).