
Odkrywam dzięki Brodskiemu dlaczego właściwie postanowiłem pisać i systematycznie siadam nad klawiaturą:
Nuda, znana pod różnymi pseudonimami – uprzykrzenie, zniechęcenie, znużenie, chandra, melancholia, marazm, apatia, obojętność, otępienie, letarg, ospałość, stupor itd. – to zjawisko złożone, będące nade wszystko wynikiem powtórzenia. Zdawałoby się więc, że najlepszym lekarstwem powinna być ustawiczna pomysłowość i oryginalność (…). Niestety, życie nie dostarcza takich możliwości, gdyż najważniejszym czynnikiem życia jest właśnie powtórzenie.
(…) Padną Państwo ofiarą nudy swojej pracy, przyjaciół, małżonków, kochanków, widoku z okna, mebli lub tapet w pokoju, własnych myśli, siebie samych (…). Można zmieniać pracę, miejsce zamieszkania, towarzystwo, kraj, klimat; można próbować promiskuityzmu, alkoholu, podróży, kursów gotowania, narkotyków, psychoanalizy.
Można wręcz połączyć wszystko razem i przez chwilę może zda to egzamin. Oczywiście do dnia, w którym obudzą się Państwo w swoim pokoju w otoczeniu nowej rodziny, nowych tapet, w innym kraju i klimacie, ze stosem rachunków z biur podróży i od swojego terapeuty, a mimo to z tym samym niesmakiem wobec światła dziennego wlewającego się przez okno.
(…) Nuda jest, by tak rzec, oknem na czas, na te jego cechy, które zwykle lekceważymy, najczęściej za cenę utraty równowagi psychicznej. Krótko mówiąc, jest oknem na nieskończoność czasu, to znaczy na naszą w nim znikomość. (…) Jesteś znikomy, ponieważ jesteś skończony. Im bardziej jednak coś jest skończone, tym bardziej jest przepełnione życiem, uczuciami, radością, obawami, zrozumieniem. Albowiem nieskończoność nie tryska zbytnio życiem ani emocjami. Przynajmniej tyle podpowiada nam nasza nuda. Gdyż nuda jest nudą nieskończoności (J. Brodski, Pochwała nudy)
(03.02.2016, pogodnie)