Plany planami, ale dziecko nie zasnęło. Poszukaliśmy jakiegoś radia z przebojami i czekaliśmy. Kupione zawczasu ciasteczka poszły koło jedenastej. O jedenastej trzydzieści, czytając książeczkę albo bawiąc się smokiem, spytałem A., czy długo jeszcze. O jedenastej czterdzieści zaczęliśmy tańczyć. Twist spodobał się dziecku (może dlatego, że śpiewam mu czasem o Walentynie, podniebnej miss). O jedenastej pięćdziesiąt pięć zacząłem otwierać szampana. O dwunastej była dwunasta. O dwunastej dziesięć pomyślałem, że my mamy fajerwerki, a gdzieś tam, w jakimś Cizre, wybuchają teraz pociski. O wpół do pierwszej zaczęliśmy usypianie, przerwane petardą za oknem o dwunastej czterdzieści pięć. Bemowo za oknem bawiło się chyba do rana, ale autor bloga po szampanie, pitym w imieniu trzech osób, obudził się dopiero koło szóstej i zobaczył półksiężyc.
Tak jak przypuszczał nowy rok nie różnił się w szczególny sposób od starego. A. tylko podmieniła kalendarze i otworzyła liska ze stycznia (01.01.2016, północ).